Mikroprzedsiębiorca i BHP

Praktyczny poradnik bhp dla prowadzących mikroprzedsiębiorstwa.

Moje spojrzenie na… obowiązkowe OC pojazdów.

– Jaki samochód wjeżdża na czterdziestocentymetrowy krawężnik?
– Samochód służbowy.

Ostatnimi czasy moje myśli krążą wokół obowiązkowego ubezpieczenia OC. Od wielu lat w rozmowach z klientami staramy się usprawiedliwić konieczność płacenia składki w zależności od wielkości silnika, wieku i oczywiście wartości samochodu. Jakiż to ma związek z odpowiedzialnością cywilną za szkodę kierującego pojazdem? Przecież to nie samochód był winien?

Przy zatrudnianiu nowego kierowcy niezmiennie pojawia się zawsze mnóstwo wątpliwości, które krążą wokół umiejętności i zdrowego rozsądku oraz uczciwości kandydata. Nigdy bowiem nie wiadomo na kogo się trafi, jak osoba ta jeździ, czy będzie miał stłuczki… a OC płaci firma. Płacić trzeba… Niemało…

Na pewno nie jest to nowy pomysł, myślę jednak, że warty zastanowienia. Otóż, ubezpieczenie OC przywiązane do człowieka nie do samochodu. Każdy, kto chciałby kierować samochodem, musiałby wykupić osobiste obowiązkowe ubezpieczenie odpowiedzialności cywilnej. Wysokość składki zależna byłaby od czasu posiadania prawa jazdy i bezszkodowości jazdy. Z pewnością rozwiązanie to przewróciłoby do góry nogami obecny system ubezpieczeń komunikacyjnych, wymagałoby zmian legislacyjnych. Sądzę jednak, że warto.

Tylko uwaga na pułapkę: wówczas nie byłoby już ubezpieczenia OC na samochód. Ani dla samochodu firmowego, ani dla samochodu prywatnego, ani dla ciągnika, ani dla motoru. Tylko OC dla człowieka. Takie OC, uprawniałoby doprowadzenia pojazdów silnikowych zgodnie z posiadanym prawem jazdy. Proste rozwiązanie. Obawiam się tylko, czy aby w naszych realiach nie zostałoby zaraz skomplikowane i nie pojawiłoby się mnóstwo udoskonaleń, wyjątków i odstępstw. Bo policjanci, wojskowi, strażnicy miejscy i gminni, kierujący śmieciarką, prezydent miasta, proboszcz…

A korzyści? Kto mógłby skorzystać?

Zaraz podniesie się wrzawa, że pracodawcy. No nie zaprzeczę, że tak. Oczywiście, spadłyby koszty ubezpieczenia pojazdów w firmach. OC płaciłby za siebie pracownik i posiadanie aktualnej polisy OC stałoby się jednym z warunków dopuszczenia do pracy. Jestem pewna, że pracownicy zaczęliby jeździć nieco ostrożniej. Ilość kolizji z winy pracownika powodowałaby wzrost JEGO osobistej składki a nie firmy, co z pewnością w dłuższej perspektywie wymusiłoby ostrożniejszą jazdę.

Drugim aspektem jest natychmiastowa informacja o bezszkodowej jeździe. Bardzo często kandydaci podczas rozmowy kwalifikacyjnej jako jeden z argumentów podają posiadaną zniżkę OC na swój prywatny samochód, co nie zawsze jest spójne z informacjami uzyskanymi u poprzedniego pracodawcy. Pamiętajmy, pojazd służbowy…

Korzyści płynęłyby również dla posiadaczy prywatnych samochodów. Zdarza się bowiem, że pożyczając koledze lub znajomemu samochód, spotyka nas… niespodzianka. Stłuczka z winy kierującego. No i chwilę później druga niespodzianka. Poza kosztami naprawy samochodu (do których może dorzuci się kolega), rośnie składka ubezpieczenia OC na najbliższe dwa lata. Przy kwotach rzędu 1000 zł rocznie daje to dopłatę 200 zł. Niemało. Gdyby powodowało to wzrost składki kolegi… Hmm…

Ale, ale. Zagalopowałam się. Przecież Ci w Sejmie mają samochody służbowe i parkują z giermkiem. Po cóż takie zmiany… Dla kogo?

I jeszcze firmy ubezpieczeniowe. Jeśli na jednego statystycznego Polaka przypadają dwa samochody, od każdego z pojazdów można zainkasować wpłatę z tytułu OC, to po cóż coś zmieniać…

Się tylko zamyśliłam…

Dodaj komentarz

Mikroprzedsiębiorca i BHP © 2020 Strona Domowa